Tydzień temu w piątek, Pani Iwona Hickiewicz, naczelnik Państwowej Inspekcji Pracy podpisała pismo, zmieniające dotychczasową interpretację przepisów obowiązującą w PIP w ostatnich latach. Dotychczas inspektorzy musieli powiadomić pracodawcę o planowanej kontroli z siedmiodniowym wyprzedzeniem. Teraz jednak dorównamy do reszty Europy, w której wszystkich krajach stosuje się prawo międzynarodowe, a konkretnie konwencję nr 81 Międzynarodowej Organizacji Pracy, która z kolei ma prymat nad krajowym prawem.
Skąd zatem wzięło się całe zamieszanie? W 2009 roku ówczesny naczelnik PIP Pan Tadeusz Zając, powołując się na niepewny stan prawny, przyjął absurdalną interpretację, że kontrolę można było rozpocząć nie wcześniej, niż po siedmiu dniach od dostarczenia zawiadomienia. Można sobie wyobrazić jakie stwarzało to pole manewru dla nieuczciwych przedsiębiorców. Obecnie podnosi się często argument ogromnej ilości kontroli na jaką są obecnie narażeni właściciele firm. Grzegorz Baczewski z Konfederacji Lewiatan zapowiada wręcz, iż organizacja ta będzie formalnie protestowała przeciwko tej interpretacji – tylko nie wiadomo dlaczego, jeśli takie prawo obowiązuje i jest stosowane w całej Europie i jest na korzyść pracowników? Dużo trafniejsza wydaje się postawa Pana Zbigniewa Żurka, członka BCC i ROP, który słusznie wskazuje na dużą rolę samych inspektorów i ich podejścia. Jego zdaniem stan prawny się nie zmienia, a jedynie interpretacja przepisów.
Jak to się ma do ochrony danych osobowych? Jak wiadomo od stycznia 2015 roku GIODO ma podpisane porozumienie z instytucjami kontrolnymi w naszym kraju, między innymi również z PIP’em. Inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy przychodzący na kontrolę mają prawo sprawdzić zgodność stanu zabezpieczeń zbiorów osobowych u przedsiębiorcy z ustawą o ochronie danych osobowych. O ile wcześniej podobnie jak GIODO musieli się zapowiadać na kontrolę, o tyle teraz mogą zawitać u drzwi firmy w każdym momencie…